W związku ze wznowieniem cyklu "Korporacja" na łamach naszego magazynu, publikujemy wcześniejsze części opowiadania.
28 kwietnia 2009 roku
Witam Cię,
drogi czytelniku. Jeśli znalazłeś tę kartkę, to znaczy, że mnie już nie ma na
tym świecie lub znajduję się w jakimś dziwnym miejscu i nie wiem, kim jestem.
Nazywają
mnie K1. Nie mam pojęcia, co to oznacza. Nie posiadam imienia, a przynajmniej
go nie znam. Mam 15 lat. Wiem to na pewno, gdyż co roku dodają mi jedną kreskę
na moim kodzie wytatuowanym na karku. Opisuję to, aby ludzie dowiedzieli się,
co tu się dzieje, aby poznali moją historię.
Znowu
zostałam przewieziona do tajnej bazy wojskowej. Jak zawsze jestem zamknięta w
pomieszczeniu bez okien, z kamerą w środku. Czuję się tu inaczej niż zawsze. Od
czasu do czasu miewam bardzo silne bóle głowy. Podczas tych ataków widzę różne
postacie lub sytuacje. Nie pamiętam dokładnie tych wszystkich zdarzeń.
Wnioskuję więc, że był to nieudany wynik kasowania mojej pamięci. Niestety nie
mogę sobie przypomnieć, co takiego zobaczyłam czy też usłyszałam, że posunięto
się aż do takiego kroku.
Jak już wspomniałam
wcześniej, czuję się tu lepiej niż w poprzedniej bazie. Mam nawet swoje łóżko.
Podczas odprowadzania mnie do celi zobaczyłam innych ludzi ubranych w białe
uniformy. Mam cichą nadzieję, że będą podobni do mnie. Wiem, że każdy człowiek
jest inny, ale są ludzie bardzo wyjątkowi o specyficznych umiejętnościach.
Wyczuwam takie zdolności. Nikomu jednak o tym nie mówię w obawie o
bezpieczeństwo, a nawet życie tych ludzi. Zapewne zostaliby oddzieleni od swych
rodzin, przyjaciół. Porwano by ich lub upozorowano ich śmierć, po to tylko, aby
najbliżsi o nich zapomnieli. Dlatego chronię ich tożsamość. Niestety, mimo mych
starań profesor ich odnajduje. Nie wiem, jak to robi. Kiedyś próbowałam
zniszczyć akta z danymi takich osób. Zostałam złapana. Było to parę lat temu.
Byłam jeszcze niedoświadczona. Spotkała mnie kara. Przez dziesięć dni i nocy
przesiedziałam o chlebie i wodzie w wilgotnym, pozbawionym okien karcerze.
Teraz nie popełniam już takich błędów. Jestem bardzo ostrożna. Nie dam się już
więcej przyłapać .
W oddali
słyszę kroki. Zbliżają się trzy osoby. Tak…. na pewno są to trzy osoby. Dwóch żołnierzy i cywil – młody chłopak.
Muszę kończyć. Nie mogą złapać mnie na spisywaniu tej historii. Mam
przynajmniej nadzieję, że tej nocy nie będę słyszała krzyków.
15 maja 2009 roku
Ostatniej nocy nikt nie krzyczał.
Słyszałam jednak ciągłe zamykanie drzwi i skrzypienie łóżek szpitalnych. Czekałam, aż po mnie
przyjdą. Na szczęście tego nie zrobili. Przypuszczam, że przeprowadzano jakieś
eksperymenty, gdyż większość ludzi nie wróciła już do swoich cel. Ja natomiast nie
opuszczałam jej od dawna.
20
maja 2009 roku
Zaczęło się. Tak jak sądziłam, przyszła
kolej i na mnie. Zabrano mnie do białej, bardzo jasnej sali. Kilku żołnierzy
przywiązało mnie do łóżka. Szarpałam się, wyrywałam, krzyczałam. Nic to nie
dało. Jeden z obecnych lekarzy coś mi wstrzyknął w prawe ramię. Zrobiło mi się
ciepło, ledwo widziałam, co się dzieje wokół mnie. Dostrzegłam jedynie w
lustrze weneckim odbicie profesora i kilku innych lekarzy. Zasnęłam. Nie wiem,
co oni mi robili. Boję się tego. Gdy spałam, ukazała mi się przez krótką chwilę
jakaś piękna twarz. Osoba ta wyciągała do mnie rękę. Potem zapanowała już tylko
głęboka, nieprzenikniona ciemność.
Po zabiegu obudziłam się w swej celi.
Ubrana byłam w białe, luźne spodnie i taką samą bluzkę z numerem: K1 na lewej
piersi. Obejrzałam siebie dokładnie, chcąc stwierdzić, co takiego mi zrobili.
Nie zauważyłam na ciele żadnej rany, żadnego widocznego śladu. Jednak z tyłu na
karku wyczułam jakieś urządzenie. Było ono małe i okrągłe, przytwierdzone
bardzo mocno do ciała. Chciałam to zdjąć, lecz nie mogłam. Za każdym razem, gdy
dotykałam urządzenia, robiło mi się słabo. Czasami miałam wrażenie, że podczas
dotknięcia przenika mnie małe napięcie. Niepokoję się jednak tym, co mi
zrobili. Ta niepewność jest nie do wytrzymania. Wolę prawdę, choćby była
straszna. Wiem tylko, że jedyną rzeczą, jaką mogę zrobić w tej chwili, to
czekać na kolejny ruch profesora.
Dżej